SECOND PLANET FROM SUN

Druga planeta od słońca czyli drobne, kobiece przyjemności.

1 czerwca 2014

Wybrałam weganizm.

Po 1 - zwierzęta!
Kocham zwierzaki. Niektóre są piękne, inne mnie przerażają, jeszcze inne wyglądają jak wybryk natury, ale wszystkie maja prawo do życia tak jak my.
Czym się od nas różnią? Tzw. wolną wolą? Rozumem? Pewnie tak. Co do rozumu zdania są podzielone. Ludzie twierdzą że my posługujemy się inteligencją, zwierzęta instynktem.

Różnica jest taka, że ludzie swój rozum i inteligencję bardzo często wykorzystują w zły sposób - do krzywdzenia innych, słabszych od siebie istot z ogromnym okrucieństwem. Robią to zwierzętom, robią to też ludziom.

Przemówienie, które odmieniło życie moje i z tego co się rozeznałam w internecie wielu innych ludzi.
Gary Yourofsky (nawet polsko brzmiące nazwisko :)) oraz sesja interesujących pytań, wersje z napisami.

Po tej prelekcji już nic nie było takie samo w mojej głowie.
Czy ktoś z Was zastanawiał się głębiej skąd jest kotlecik na Waszym talerzu? Z czego zrobiony jest kabanosik, którego czasem przegryzacie? Skąd wzięła się piękna karkóweczka na sobotniego grilla?

Nie mogłam myśleć o niczym innym po obejrzeniu tego filmu, jak o tym dlaczego jem mięso martwych zwierząt. Ani to zdrowe, ani to przyjemne, ani nawet smaczne. Napakowane chemią, ulepszaczami smakowymi i innych syfem.

Później, przeszukując czeluści internetu znów dotarłam do filmu na YT - Ziemianie.
Ciężko mi było zasnąć po nim. Zamykałam oczy i widziałam ten cały ból jaki człowiek sprawia zwierzętom. W uszach dźwięczał mi przeraźliwy krzyk prowadzonych na rzeź świń i krów.
Z całego filmu najbardziej utkwił w mojej świadomości widok obdzieranego ze skóry, żywcem!!!, lisa, a potem żywego porzuconego na stertę innych zdychających w przeogromnych męczarniach zwierząt.

W zeszłym roku obejrzałam "Zatokę delfinów". Film został usunięty z YT, ale być może jest gdzieś indziej do obejrzenia. Już wówczas w mojej głowie zapaliła się lampka i naszły myśli - to tak mordowane są te piękne, inteligentne zwierzęta?!?!?!

Ktoś jeszcze ma wątpliwości, że zwierzęta są hodowane na mięso? Nie. One są produkowane. Od początku do końca. Na hormonach czy innej chemii, na modyfikowanej paszy, bez spacerów po trawie. Prawdopodobnie większość z nich nie zna smaku trawy. W prawdzie, jak na razie, w UE jest zakaz podawania zwierzętom hormonów wzrostu, ale jak to w tym świecie bywa - czy wszyscy się do tego stosują? Przecież liczy się czas, a czas to pieniądz.

Po obejrzeniu filmów o których wspomniałam wcześniej zaczęłam szukać informacji o tym co to jest weganizm, na czym polega, co i jak z czym się je.

Trafiłam na stronki:
Zostań Wege,
Empatia,
Weganizm,
Weganizm Teraz,
My Weganie,
oraz wiele wegańskich blogów:
Klik, Klik, Klik, Klik, Klik, Klik, Klik, Klik, Klik, Klik, Klik i Klik.
Jest ich cała masa, aż dziw, że nie trafiłam w takie miejsca wcześniej. Pełne wiedzy na temat praw zwierząt, produkcji mięsa, stylu życia jakim jest weganizm, fantastycznych przepisów na wegańskie pyszności oraz ciekawostek dotyczących produkcji żywności i chemii.

Pod koniec zimy przypadkiem trafiłam na kanał YT FreeLee the Banana Girl. Freelee początkowo zrobiła na mnie wrażenie strasznego freaka. Patrzałam jak pochłania 51 bananów w jeden dzień i już chciałam zwątpić, ale to tylko takie jej zagrywki. Tak na prawdę wiele jej filmików dość poważnie traktują temat weganizmu i odżywiania. Przekazuje masę istotnych informacji o tym dlaczego nie jest nam potrzebne mięso, mleko, jajka.
Szukałam dalej. Musze przyznać, że zaczynałam się coraz bardziej wkręcać w to. Pochłaniałam wiedzę jak Freelee banany ;).

Któregoś dnia na swoim kanale Agnieszka-Nissiax83 wspomniała o kilku osobach prowadzących ciekawe kanały na YT. Między innymi pojawił się kanał Mai-Mayathebee2626.
To Maja przekonała mnie do rewolucyjnej zmiany swojego życia, światopoglądu i sposobu żywienia. Za co ogromny ukłon w jej stronę.

YT jest pełny angielskojęzycznych kanałów o weganizmie, ale po polsku ciężko było coś znaleźć. I tu pojawiła się Maja, Sebastian z VeganPower oraz PoweredbyFruits.
Fantastyczne wege-przepisy z kanału Kierunek zdrowie.

Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

zdjęcie zapożyczone z klik
Read More

2 maja 2014

Nasiona chia - maleńkie ziarenko o wielkiej mocy.

Maleńkie, niepozorne rzeczy mogą się okazać bardzo ważne w naszym życiu.
Tak jest między innymi z naszym odżywianiem.

Jakiś czas temu pisałam tu o dobrociach zawartych z czarnym sezamie teraz czas na nasiona chia (salvia hispanica - szałwia hiszpańska).

Nasionko chia jest jeszcze mniejsze od ziarenka sezamu, ale zawarte w nim kwasy tłuszczowe, witaminy i minerały sprawiają, że mają ogromną moc odżywczą, a nawet leczniczą.

Nasiona chia są od dawna stosowane szeroko w Ameryce Południowej. W Europie od niedawna zdobywają rzesze zwolenników, gdyż dopiero w 2009 roku UE zatwierdziła je jako produkt spożywczy.

Co zawierają nasiona chia:
- kwasy omega-3 oraz omega-6. Olej z nasion chia zawiera 30% kwasów omega-3 oraz 40% kwasów omega-6,
- błonnik - około 25%,
- antyoksydanty,
- 107 mg wapnia,
- 160 mg fosforu,
- 2,4 mg żelaza,
- 105 mg potasu,
- 59 mg magnezu,
- 0,5 mg cynku,
- niacyna,
- witaminy E, B1, B3
- ok. 20% łatwo przyswajalnego białka,
- długołańcuchowe nienasycone trójglicerydy,
- śladowe ilości sodu.

Dobroczynne działanie nasion chia:
- spowalniają wchłanianie cukrów i pomagają regulować ich poziom we krwi, w związku z tym są zalecane dla cukrzyków,
- duża zawartość błonnika zapewnia długotrwałe uczucie sytości, dlatego też są pomocne dla osób walczących z nadwagą,
- spowalniają rozkład węglowodanów na cukry proste,
- mają właściwości nawilżające (hydrofilowe), z tego względu zalecane są miedzy innymi dla sportowców,
- nie zawierają glutenu i są nieocenione w diecie bezglutenowej,
- pomocne przy walce o obniżenie poziomu cholesterolu we krwi,
- zalecany w okresie wzrostu dla dzieci i dojrzewania młodzieży oraz dla kobiet w ciąży.

Jak stosować nasiona chia - zalecana dzienna dawka to 1 łyżka stołowa:
- w całości jako dodatek do sałatek, musli, owsianki, smoothie oraz wielu innych dań,
- zmielone jako dodatek do wypieków, chleba, ciast, placków, koktajli, sosów,
- jako żel - zalane ciepłą wodą wytwarzają żel(podobnie jak większość popularnych nasion np. siemię lniane) i w tej formie również można jej zażywać lub dodawać do potraw,
- jako kiełki,
- jako olej.

Przed zastosowaniem nasion chia warto je zalać wodą, w zależności od temperatury wody wystarczy im od 10 do 30 minut.

Ja zazwyczaj dodaję nasiona chia do porannego smoothie (wcześniej namoczone około 10-15 minut), czasem do sałatek. Stosuję je od niedawna i na pewno niebawem wypróbuję dużo więcej ich zastosowań. Zamierzam także poeksperymentować z ich kiełkowaniem oraz spróbować wyhodować swoją roślinkę. Akurat zbliża się idealny czas na ich wysiew i wzrost(od czerwca do września).

źródło, źródło
Read More

14 kwietnia 2014

Rozmowa kwalifikacyjna - kilka kroków do sukcesu.

źródło
Na wstępie nadmienię, że telefon z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną jest już tym pierwszym krokiem do zdobycia pracy. Przebicie się przez, często, kilkadziesiąt lub więcej CV, jest również sztuką. Dlatego otrzymując zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną oznacza nic innego, jak to, że: CV zostało sporządzone poprawnie, zawiera wszystkie ważne informacje, zawarte w nim doświadczenie i wykształcenie odpowiada potencjalnemu pracodawcy pod względem przyjętych przez niego kryteriów.
Teraz już tylko pozostało odpowiednio się do niej przygotować i wywrzeć na osobie rekrutującej dobre wrażenie.

1. Punktualność - warto przybyć na miejsce 5-10 min wcześniej. Będziesz miał/a jeszcze czas
np. aby poprawić fryzurę w łazience, "przypudrować nosek" itd. Łazienka to najlepsze miejsce na dodanie sobie powera dzięki pozycji wonder woman :).

2. Makijaż i ubiór - wspominałam już o tym przy okazji wcześniejszego wpisu, nie będę powielać tych informacji. Odsyłam Was do tamtego posta.

3. Zdenerwowanie - jest naturalne, warto jednak popracować nad opanowaniem go. /Kilka głębszych oddechów powinno doraźnie pomóc. Jednak należy zastanowić się dlaczego dopada nas zdenerwowanie. Czy przypadkiem nie dlatego, że nie czujemy się pewnie, nie przygotowaliśmy się dobrze do tej rozmowy, macie do ukrycia jakiś nieprzyjemny incydent z poprzednim pracodawcą przez który musicie się z nim rozstać, bądź już się rozstaliście. Może nakłamałeś w CV ( w brew pozorom i wielu poradnikom jak pisać CV, to bardzo częsty problem i podczas rozmowy wychodzi na jaw).

4. Uścisk dłoni o odpowiednim natężeniu. Zdecydowany, ale nie za silny uścisk dłoni cechuje osoby odważne, stabilne, energetyczne i doświadczone. Jeszcze jedno zdanie o dłoniach, na które odeślę Was znów do innego posta.

5. Skup się, słuchaj rekrutera/rów, wykazuj zainteresowanie tym o czym do Ciebie mówi, dopytuj i staraj się podtrzymywać ciągłość rozmowy. Utrzymuj umiarkowany kontakt wzrokowy, nie uciekaj wzrokiem, ale też nie wpatruj się uporczywie w osobę prowadzącą rozmowę kwalifikacyjną.

6. Pytanie o zarobki. Nie lubiane pytanie, bo wydaje się wszystkim trudne. Tak nie jest, mogą paść o wiele trudniejsze pytania. Do pytania o zarobki łatwo się przygotować. Wystarczy poświecić kilka / kilkanaście minut by wcześniej przekopać przepastne zasoby internetu w celu wyszukania statystyk dotyczących zarobków na stanowisku, o które się ubiegasz. Dane statystyczne skonfrontuj z tym ile zarabiałeś dotychczas, ile chciałbyś zarabiać i wyznacz sobie na podstawie tych wyliczeń widełki, które będziesz mogła podać rekruterowi. Niech to jednak nie będzie ostateczna kwota, gdyż podczas rozmowy dowiadujesz się o kilku istotnych faktach dotyczących pracodawcy, które mogą wywrócić do góry nogami zaplanowaną wcześniej sztywną kwotę. Dopytuj o wszelkie szczegóły zanim podasz swoją cenę. Być może uda Ci się wybadać czy poza wynagrodzeniem, pracodawca ma motywujący system premiowy, dostaniesz służbowe auto, kartę zniżkową do korzystania z różnych zajęć sportowo-rekreacyjnych, a może bogaty pakiet medyczny. To trzeba wziąć pod uwagę. Czasem się okazuje, że swoje oczekiwania finansowe musisz zweryfikować podczas samej rozmowy.
Dobrym pomysłem jest także poszukanie informacji na jakim poziomie w danym przedsiębiorstwie są wynagrodzenia, ale nie jest to łatwe zadanie.Takie dane stanowią tajemnicę zakładową. O ile nie masz dobrego znajomego w takiej firmie, trudno będzie dowiedzieć się konkretów.

7. Trudne pytania. Przygotuj się na trudne pytania. Poza pytaniem o oczekiwania finansowe, kóre powtarzam, nie jest najtrudniejsze, mogą paść pytania o motywację dotycząca szukania zatrudnienia. Dlaczego odszedłeś z pracy u poprzedniego pracodawcy. Dlaczego chcesz zmienić pracę? Co sprawia Ci największą trudność w pracy? Co uważasz za swój największy sukces zawodowy lub porażkę?

8. Testy rekrutacyjne to stosowane coraz powszechniej metody weryfikacji wiedzy i predyspozycji kandydata do pracy. Tak jak wspominałam w tym tekście, warto się do nich wcześniej przygotować i zaktualizować swoją wiedzę. Nie musi to być koniecznie długi test. Może to być jedno pytanie z zadaniem do opracowania. Jeśli masz odpowiednią wiedzę w danej dziedzinie i doświadczenie nie powinien taki test sprawić zbyt wiele trudności. Zazwyczaj są one o umiarkowanym stopniu trudności, chodzi o odsianie kandydatów, którzy mają problem z podstawową wiedzą. Jeśli nie znasz odpowiedzi na jakies pytanie, napisz, że nie wiesz jaka jest odpowiedź. To będzie lepsze niż napisać głupot wymyślonych na poczekaniu. O ile reszta testu pójdzie dość dobrze, będzie to sygnał, że znasz temat, ale jest jeszcze coś czego możesz się nauczyć.

9. Zakończenie rozmowy. Zazwyczaj robi to osoba rekrutująca. Po zakończeniu rozmowy warto podziękować za poświęcony czas i ew. dopytać kiedy będą ogłoszone wyniki rekrutacji lub możesz się spodziewać odpowiedzi odnośnie Twojej kandydatury.

10. Oczekiwanie na odpowiedź. Poważny pracodawca podchodzi poważnie do Twoich starań. Od takiego pracodawcy możesz spodziewać się telefonu lub maila z odpowiedzią o wynikach procesu rekrutacyjnego. Odpowiedz na niego i jeśli nie udało Ci się przejść tego procesu, podziękuj za możliwość wzięcia w nim udziału i poleć swoją osobę na przyszłość.

Tekst ten jest dość ogólny, stanowi esencję tego, czego sama doświadczyłam podczas rekrutacji zarówno jako starająca się o pracę jak i jako osoba rekrutująca nowych pracowników. 
W miarę mojej wiedzy i możliwości chętnie odpowiem na pytania jakie padną w komentarzach.
Read More

8 kwietnia 2014

Kto nie lubi Tiramisu ;) ???

Kto nie lubi Tiramisu? :)
Osobiście nie znam nikogo.

Nie wiem czemu żyłam w przekonaniu, że zrobienie tego deseru jest skomplikowane. Nic bardziej mylnego.

Fakt, za pierwszym razem przygotowanie zajęło mi ponad godzinę, ale z czasem po kilku kolejnych próbach doszłam do wprawy i potrafię je przygotować w 30 min.
Niestety, deser choć przygotowany, to gotowy do konsumpcji nie jest od razu, bo tiramisu wymaga kilkugodzinnego chłodzenia w lodówce.
Jak mawia mój Kolega Małżonek, te kilka godzin, gdy Tiramisu się chłodzi, to istna tortura :))).

Czas przygotowania 30-40 min. + min. 3 h chłodzenie w lodówce ( najlepiej zostawić na noc)
Składniki na formę/naczynie o rozmiarach 20cm / 25 cm


Składniki:
- 2 paczki podłużnych biszkoptów (ja preferuję te z Lidla)
- 500 g mascarpone
- 4 jajka
- 4 łyżki cukru pudru
- 6 łyżeczek kawy rozpuszczalnej
- 50 ml likieru amaretto (lub innego o podobnym smaku)
- 2 łyżki ciemnego kakao
- opcjonalnie 50 g płatków migdałowych

Przygotowanie:
Kawę zaparzamy 300 ml gorącej wody i odstawiamy do ostygnięcia.
Po ostudzeniu dodajemy do kawy likier.
Wszystkie składniki powinniśmy wcześniej wyjąc z lodówki by miały temperaturę pokojową.

Oddzielamy żółtka od białek. Do żółtek dodajemy 2 łyżki cukru pudru i ucieramy na gładką masę kilka dobrych minut. Następnie dodajemy mascarpone i dalej chwilkę ucieramy masę.
Teraz kolej na białka. Można użyć wszystkich lub tylko 2. Ubijamy je na sztywną pianę, a na koniec powoli dodajemy pozostałe 2 łyżki cukru pudru, cały czas ubijając je do 3 minut. Odstawiamy mikser i łyżką mieszamy białka z wcześniej przygotowaną masą mascarpone.

Następnie przystępujemy do wykładania formy/naczynia biszkoptami. Każdy biszkopt moczymy w zimnej kawie z likierem (nie dłużej niż 2 sekundy, bo się rozmokną na papkę) i układamy równo jeden przy drugim.
Na biszkopty wykładamy połowę masy (połowę jeśli chcemy by nasze tiramisu miało 2 piętra i w zależności od wielkości naczynia, można masę podzielić nawet na 3 części i zrobić 3-piętrowe tiramisu).
Każda warstwę masy posypujemy przez małe sitko kakao. Układamy drugą, a nawet trzecią warstwę w ten sam sposób.

Tak przygotowane tiramisu, wkładamy do lodówki na minimum 3 godziny, choć ja zalecam zostawić na całą noc lub przygotować z rana by mieć do podania na poobiedni deser. Naczynie z tiramisu warto czymś przykryć np. folią aluminiową, tak by nie dotykała masy.

Deser podajemy schłodzony. Przed podaniem posypać wierzch kakao. Moja wersja jest dodatkowo posypana z wierzchu płatkami migdałowymi.


SMACZNEGO :)
Read More

27 marca 2014

Poradnik ubraniowy, czyli co zrobić by ...

źródło
1. Ubrania w walizce mniej się pogniotą jeśli każdą sztukę zapakujemy w osobny worek foliowy. W zachowaniu kształtu ubrań i oszczędzeniu miejsca w bagażu pomaga złożenie dokładne każdej sztuki, a następnie zwinięcie w równy rulonik.

2. Zadrapanie na skórzanej torebce będzie mniej widoczne jeśli natrzemy to miejsce dość obficie np. balsamem nawilżającym lub kremem do rąk oraz np. masłem shea.

3. Zmechacenia na swetrze lub innych ubraniach (tzw. kulki) można usunąć przy pomocy pumeksu lub ogolenie jednorazową maszynką do golenia.

4. Swetry z moheru, angory nie stracą kształtu jeśli przed pierwszym ubraniem włożymy je na 3 godziny do zamrażalnika. Podobnie można zrobić z nowymi rajstopami, pończochami by nie zaciągały się, nie darły  i nie gubiły za szybko oczek.

5.Tłusta plamę np. ze skórzanej torebki, kurtki usuniesz jeśli posypiesz ją pudrem dla dzieci  lub talkiem do ciała i pozostawisz na noc.

6. Nieprzyjemne zapachy z ubrań usuniesz spryskując je miksturą jednej części wódki na dwie części wody.

7. Lakierowane buty można wyczyścić płynem do mycia szyb.

8. Starą poszarzała koszulkę odświeżysz namaczając ją w osolonej wodzie na 3 dni. Pół szklanki soli na litr wody.

9. Zabrudzenia na zamszowej kurtce, butach usuniesz suchą skórką z chleba.

10. Spryskaj rajstopy lakierem do włosów by zapobiec oczkom w nich lub zabezpieczyć je przed dalszym puszczaniem oczek. Można do tego użyć również bezbarwnego lakieru do paznokci.

11. Żółte plamy od potu na ubraniach usuniesz spryskując je obficie sokiem z cytryny przed praniem.

12. Plamę z czerwonego wina usuniesz pocierając ją szmatką zamoczoną w białym winie. Świeżą plamę warto również szybko posypać obficie solą, pozostawić na chwilkę i następnie zaprać.

13. Aby usunąć z ubrań białe plamy od antyperspirantu potrzyj to miejsce szmatką z jeansu.

14. Potrzebujesz wyprasować szybko sam kołnierzyk koszuli? Użyj do tego prostownicy do włosów.

15. Rozsypane drobne przedmioty, trudne do wyzbierania z grubego dywanu np. koraliki, wyzbierasz szybko odkurzaczem, nakładając na początek rury ssącej starą pończochę lub nylonową skarpetkę.

16. Aby kurtka nie przemakała natrzyj ją woskiem pszczelim, a następnie wysusz suszarką do włosów.

17. Prasowanie będzie łatwiejsze, jeśli użyjemy specjalnego płynu do prasowania. Jednak jeśli go akurat nie mamy, możemy użyć mikstury 1 do 2 łyżek płynu do płukania tkanin zmieszanej w szklance wody. Przy okazji nada to prasowanym ubraniom przyjemnego, świeżego zapachu.

18. Mole w szafie nie lubią zapachu lawendy. Umieść w każdej szafie i komodzie mały bawełniany lub lniany woreczek z lawendą (zamiast woreczka można użyć małej, bawełnianej skarpetki). Mole znikną, a szafa będzie ładnie pachnieć.

19. Mycie okien przy słonecznej pogodzie, często kończy się smugami na szybach. Gdy nie ma czasu czekać na zachmurzenie lub by słońce przestało świecić nam w okna, użyj szmatki z mikrofibry.

20. Zimowe obuwie smarując np. masłem shea lub tłustym kremem(uwaga musi być o jak najbardziej naturalnym składzie) zabezpieczysz przed osadzaniem się na nich soli drogowej i tworzeniu nieestetycznych plam.

21. Suszenie ubrań w ekstremalnych warunkach, np. na mrozie jest możliwe. Wystarczy wywiesić pranie na mrozie, poczekać aż zamarznie, a następnie wytrzepać je ze zmarzniętej wody czyli lodu.

22. Sierść naszego pupila (psa, kota) usuniemy z jego legowiska przy pomocy rolki do czyszczenia ubrań, gdy go nie mamy lub się akurat skończył możemy wykorzystać każdy przedmiot w kształcie walca lub wałka owiniętego taśmą klejącą (klejącą stroną na zewnątrz) lub taśmą dwustronnie klejącą(co ułatwia jej umocowanie na wałku).

Zapraszam również na post na temat wykorzystania sody oczyszczonej, gdzie jest kilka porad na temat tego jak wykorzystać ją do dbania o naszą odzież.
Read More

22 marca 2014

Ocet jabłkowy - dla zdrowia i urody.

Ocet jabłkowy to nic innego jak roztwór wodny powstający z naturalnie fermentujących jabłek.
Znany jest ze swych właściwości zdrowotnych, głównie dobrego wpływu na układ pokarmowy i odpornościowy. Może być również z powodzeniem stosowany jako kosmetyk. O tym niżej.

Niestety wciąż przez wiele osób jest mylony z octem spirytusowym, który jest groźny dla zdrowia i powoduje wiele poważnych komplikacji zdrowotnych w tym między innymi anemię, białaczka, wrzody żołądka, dysfunkcję wątroby czy odwapnienie kości.

Skład octu jabłkowego:
- potas,
- sód,
- magnez,
- fluor,
- chlor,
- żelazo,
- miedź,
- fosfor,
- krzem,
- witaminę A,
- witaminy z grupy B, C, E, P
- beta-karoten,
- kwasy mlekowy, cytrynowy i octowy

Ocet jabłkowy w diecie
Picie octu jabłkowego nie odchudzi nas z dnia na dzień, ale jest bardzo pomocny w tym procesie. Ocet jabłkowy w połączeniu z odpowiednią dietą wspomaga odchudzanie poprzez przyśpieszenie procesu trawienia i oczyszczania organizmu z toksyn. Dostarcza organizmowi również wiele cennych witamin i minerałów, których w wielu drakońskich dietach może zabraknąć w odpowiednich ilości.

Jak zażywać ocet przy odchudzaniu? 
W proporcji 1 łyżka octu jabłkowego na szklankę wody - 3 razy dziennie, rano po wstaniu z łóżka/przed śniadaniem, przed obiadem i wieczorem,  tuż przed snem. Ocet jabłkowy nie należy do najsmaczniejszych i jego zapach, co tu ukrywać, bardzo przypomina ocet spirytusowy. O ile, przy piciu, zapachu nie da się zneutralizować o tyle smak można sobie złagodzić np. 1 łyżeczką miodu. Mnie osobiście nie przeszkadza smak, z zapachem jakoś wytrzymuję i piję bez dodatków.

Początkowo możemy zauważyć dość szybki spadek wagi - od 1 do 3 kg, nie jest to jednak działanie odchudzające z tłuszczu, ale odwadniające. Ocet jabłkowy, na początku jego stosowania, usuwa z organizmu nadmiar wody. W związku z tym stosując ten ocet należy pamiętać o odpowiednim nawadnianiu naszego organizmu. Dieta nie musi być skomplikowana, ważne by była odpowiednio zbilansowana i zostało z niej usunięte całe śmieciowe jedzenie (słodycze, napoje gazowane, produkty wysoko przetworzone itd.). Warto również do diety dodać aktywność fizyczną dla szybszych efektów. W sumie, co ja pisze? Aktywnośc fizyczna to podstawa każdego odchudzania. Koniec i kropka. :)
Po zaprzestaniu stosowania bardziej restrykcyjnej diety, dalsze jego zażywanie powstrzyma ewentualny efekt jo-jo.Oczywiście nie pomoże nic jeśli po diecie wrócimy do chipsów, batoników i fast foodów.
Ponad to ocet jabłkowy jest doskonałym dodatkiem smakowy do dań np. sałatek czy mięs.

Ocet jabłkowy dla urody
- włosy - płukanie włosów po umyciu mieszanką 3 łyżki octu na 2 szklanki wody nadaje włosom blask domykając łuski włosów, włosy nabierają objętości, są odbite od nasady i odpowiednio dociążone, ożywia ich kolor. Płukanka octowa pomaga w walce ze schorzeniami skóry głowy przywracając jej właściwe pH (łupież, świąd, łojotokowe zapalenie skóry), póki włosy są jeszcze mokre czujemy ten specyficzny, niezbyt przyjemny zapach, ale po wysuszeniu włosów zapach octu zupełnie się ulatnia.
- skóra - stosowanie octu jabłkowego jako toniku 2 razy dziennie pomaga w walce ze zmianami skórnymi, trądzikiem młodzieńczym i trądzikiem różowatym. Dzięki zawartości witaminy E (nazywanej witamina młodości) zażywanie octu jabłkowego wpływa na opóźnienie procesu starzenia skóry.

Ocet jabłkowy dla zdrowia
- angina - w początkowej fazie anginy płukanie gardła roztworem octu z wodą zahamuje jej rozwój,
- katar - łyżka octu na szklankę wody pity 3 razy dziennie pomaga w szybszym pozbyciu się kataru,
- kaszel - syrop na bazie octu jabłkowego(1 łyżka octu + 1 łyżka miodu + 1 łyżka soku z cytryny) zażywać 5 razy dziennie,
- cholesterol - ocet jabłkowy pomaga skutecznie obniżyć poziom złego cholesterolu,
- odchudzanie / trawienie- jak już napisałam wyżej, ocet jabłkowy wspomaga proces odchudzania poprzez odtruwanie organizmu, usuwanie nadmiaru wody i wspomaganie procesu spalania tłuszczu, ponad to wspomaga proces trawienia, reguluje pracę jelit,
- kłopoty ze snem - szklanka ciepłej wody z 1 łyżką octu i 1 łyżką miodu, pity dwa razy dziennie (rano i wieczorem) pomaga na bezsenność w nocy i objawy senności w dzień,
- cukrzyca  - ocet jabłkowy pomaga obniżyć poziom cukru w organizmie
- problemy z pamięcią i koncentracją - profilaktyczne picie octu jabłkowego wspomaga procesy pamięciowe i koncentrację, co jest ważne przede wszystkim u dzieci i osób starszych.


Ocet jabłkowy warto pić profilaktycznie dwa razy dziennie (1 łyżka/dorosły i 1 łyżeczka/dzieci octu na 1 szklankę wody).

Czy ocet jabłkowy może zaszkodzić? 
Tak, jak wszystko w nadmiarze. Należy trzymać się zalecanych dawek.

Muszę także wspomnieć, że nie każdy będzie mógł stosować ocet jabłkowy, przed przystąpieniem do kuracji należy skonsultować się z dietetykiem lub lekarzem. Zwłaszcza jeśli cierpimy na choroby układu pokarmowego (refluks, wrzody żołądka, jelit, marskość wątroby).

Na rynku obecnie ocet jabłkowy jest powszechnie dostępny. Najtańszy jaki znalazłam kosztował 3,99 zł w Biedronce - Octim o 6% stężeniu octu jabłkowego, jednak nie odpowiada mi jego smak. W Rossmannie dostępny jest ocet jabłkowy EnerBio o 5% stężeniu, w regularniej cenie ok. 11.99 zł (w częstych promocjach można go dostać za 6,99 zł). Musze przyznać, że on wygląda na najlepszy i najzdrowszy z tych gotowych, dostępnych na sklepowych półkach.

W prosty sposób możemy przygotować sobie ocet jabłkowy samemu, wiemy wówczas co w nim jest i ten robiony w domowych warunkach smakuje najlepiej.
Przepis na ocet jabłkowy jest banalnie prosty w wykonaniu samemu. Polecam spróbować.

Źródło: klik, klik, klik
Read More

16 marca 2014

Bezmięsna zapiekanka - makaron ze szpinakiem.

Szybki, niedrogi pomysł na obiad bez mięsa.

Zapiekanka z makaronem i szpinakiem jest szybka i łatwa z przygotowaniu,a najważniejsze, że wychodzi każdemu.
Czas przygotowania: 15 min. + zapiekanie w 180 st. ok.20 min.
Składniki na 4 porcje.

Składniki:
- pół paczki makaronu (rurki, świderki, wstążki, co kto lubi)
- 20 dkg sera żółtego
- 2 łyżki śmietany
- paczka mrożonego szpinaku np. brykiet
- sól i pieprz
- 4 łyżki oleju

opcjonalnie
- 2 ząbki czosnku
- kostka serka topionego lub pleśniowego, osobiście polecam pleśniowy (wtedy można zmniejszyć ilość sera żółtego)

Przygotowanie:
Makaron gotujemy al'dente. W między czasie na patelni podsmażamy szpinak. Ja wrzucam na rozgrzany olej zamrożony i momentalnie się rozmraża. Dodaję posiekany drobno czosnek i serek topiony/pleśniowy. Osobiście polecam pleśniowy. Nie jest to konieczne, można szpinak przyprawić tylko solą i pieprzem. Jednak czosnek poprawia znacznie smak szpinaku. Odparowujemy go trochę na niewielkim ogniu, na patelni. Pod koniec dodajemy śmietanę i mieszamy.
Ugotowany makaron przekładamy do wysmarowanego olejem naczynia żaroodpornego, przykrywamy warstwą wcześniej startego żółtego sera. Następnie kładziemy warstwę szpinaku i znów przykrywamy warstwą tartego sera. Naczynie wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 st.C i zapiekamy około 20 min.


SMACZNEGO :)
Read More

10 marca 2014

Zanim pójdziesz na rozmową kwalifikacyjną...

źródło
Tekstów o tym jak przygotować się do rozmowy kwalifikacyjne widziałam tysiące. Część rad w nich zawartych jest dość pomocne, ale jest i cześć bzdurnych frazesów. Brakowało mi niejednokrotnie konkretnych porad i zwrócenia uwagi na pewne istotne szczegóły.

Chciałam ując tu wszystko to co najważniejsze, wraz ze szczegółami, które tylko pozornie wydają się nieistotne.

Wszystkie punkty sprawdziłam na sobie i jako szukająca pracy i jako osobą prowadząca rekrutację.

Od czego zacząć?

1. Ustalić jakiej pracy szukamy, w jakim zawodzie, w jakiej branży. Wysyłanie CV gdzie popadnie, owszem może w końcu zaskutkować znalezieniem pracy, zakładam jednak, że zależy nam na pracy, która będzie odpowiadać naszym kwalifikacjom, zainteresowaniom oraz by ta praca sprawiała nam choć odrobinę przyjemności.

2. Przygotować sobie odpowiednie CV, czytelne, chronologiczne, bez zbędnych ozdobników, zawierające tylko najważniejsze informacje. Choć będzie Was korcić ując w nim jak najwięcej, starajcie się je zawrzeć na 1 stronie A4, maksymalnie na dwie strony. W swojej pracy często spotykałam sie z CV "rozjechanym" na 3 strony A4, które zawierało zdjęcie na pół pierwszej strony, doświadczenie z dwóch miejsc pracy i wykształcenie na drugiej stornie oraz całą 3 stronę zainteresowań. Pamiętajcie - pracodawca ceni sobie swój czas i ... papier do drukarki.
I jeszcze jedno, nigdy, ale to nigdy nie kłamcie w CV. Wyjdzie to albo już podczas samej rozmowy kwalifikacyjnej, albo niedługo później. Wówczas początki w nowej pracy mogą nie być miłe.
Zdjęcie do CV to też istotna sprawa. Jestem zwolenniczką umieszczania zdjęć typu dyplomowego lub dowodowego. Zdjęcia z "dziubkiem", z "rąsi" i te z wakacji w Egipcie nie są na miejscu.

3. Przygotować szkic listu motywacyjnego i niech Wam ręce poparzy ściągać gotowce z internetu. Owszem dobrze jest sprawdzić układ takiego listu, jego długość itd, ale pracodawca od razu rozpozna kiedy LM jest gotowcem, a kiedy samodzielnie napisany. Oczywiste jest, że do każdego potencjalnego pracodawcy nie będziemy mogli wysłać takiego samego LM. Niby to logiczne, ale zdarzało mi się czytać list motywacyjny np. ze wskazaniem innego stanowiska niż była ogłaszana rekrutacja lub adresowany do innej firmy. List motywacyjny musi zawierać stałe elementy, które mogą stanowić jego szkic, tak by móc na jego podstawie stworzyć nowy list do innego pracodawcy. Polecę Wam jedną ze storn z różnymi wzorami listów, wiedzcie jednak, że skoro są one dostępne w internecie dla Was, tak samo są dostępne dla Waszego potencjalnego pracodawcy i lepiej założyć, że też je czytał. Tu podnieść się mogą głosy osób, które twierdzą, że pracodawcy nie czytają listów motywacyjnych. Owszem pewnie stanowią jakiś tam procent, ale jeśli pracodawca wymaga listu motywacyjnego to zazwyczaj go czyta.

4. Gdy już odpowiemy na któreś ogłoszenie,  warto skopiować sobie treść ogłoszenia. Takie ogłoszenia wiszą w internecie określony czas(czasem 7 dni, czasem 12, albo 14), a potem znika. Zdarza się, że pracodawca oddzwania dopiero po zakończeniu okresu obowiązywania ogłoszenia, dopiero wówczas poddaje nadesłane aplikacje pierwszej selekcji i dzwoni do wybranych kandydatów z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną. Nam będzie łatwiej, gdy np. założymy sobie folder na komputerze i za każdym razem jak wyślemy aplikację zapiszemy sobie treść ogłoszeń na które odpowiadamy. Jeśli pracodawca zadzwoni po 3 tygodniach lub miesiącu (zdarza się i później) będzie można sobie przypomnieć treść ogłoszenia, dane firmy lub jakiś szczegół zawarty w ogłoszeniu o który chcieliście dopytać.  Choćby zweryfikować to co było w ogłoszeniu z tym co obiecuje przyszły pracodawca.
Wierzcie mi, to się przydaje.

5. Teraz bardzo ważny punkt. Sama rozmowa z potencjalnym pracodawcą to nie wszystko co może nas spotkać na takiej rozmowie kwalifikacyjnej. Ubiegając się o stanowiska specjalistyczne, gdzie wymagana jest odpowiednia wiedza i umiejętności (znajomość prawa, przepisów szczegółowych, odpowiednie umiejętności), możemy się spodziewać testu kompetencyjnego, sprawdzającego naszą wiedzę i umiejętności. Warto się do niego skrupulatnie przygotować. I tu zalecam wyszukiwanie w internecie testów wiedzy na dane stanowisko, sprawdzić się, powtórzyć sobie wiadomości. Spotkałam się kiedyś podczas jednej z rozmów, że pracodawca dał mi do rozwiązania test, który dzień wcześniej znalazłam w internecie.
Punkt ten jest wg mnie najistotniejszy. Wynik testu jest decydujący i nie ważne jak piękne było Wasze CV, i jak fantastycznie poszło Wam podczas samej rozmowy kwalifikacyjnej.

6. Idąc już na sama rozmowę, może to banał, ale ważny: należy się odpowiednio ubrać, nie zawsze musi to być garnitur i krawat. Zależy od stanowiska i specyfiki pracy. Jednak warto zadbać o to by ubranie było schludne i czyste. To samo tyczy się makijażu i fryzury - umiar przede wszystkim.

7. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej, pracodawca obserwuje nas, czyta z ruchów naszego ciała, więc stare, szkolne "siedź prosto" tu też się sprawdza. O mowie ciała są tony książek, przeczytanie jednej czy dwóch jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Jednocześnie może to pomóc Wam rozpoznać intencje potencjalnego pracodawcy. Trzeba pamiętać, że to działa zawsze w obie strony. Wy też możecie wiele wywnioskować z mowy ciała osoby rekrutującej. Prawdopodobnie osoba lub jedna z osób Was rekrutujących będzie Waszym przyszłym przełożonym. Warto się jej/mu przyjrzeć uważnie. Nie tylko Wy jesteście poddawani weryfikacji. Jeśli coś wyda Wam się podejrzane u przyszłego pracodawcy podczas rozmowy, warto na to zwrócić uwagę i przemyśleć sobie czy nie lepiej odmówić.

8. Przy okazji mowy ciała, chciałabym wspomnieć o dłoniach, na nie też będzie zwracana uwaga. Oczywiście - czyste paznokcie. Podczas powitania z rekruterem na pewno zwróci uwagę na dotyk. Wspomnę również, że spocone dłonie nie są wskazane. Wiem, że czasem ciężko to opanować. Pomocne może być skorzystanie z łazienki przed rozmową i umycie rąk lub posypanie ich odrobiną talku, pudru dla dzieci czy choćby wytarcie ich w chusteczkę. Spocone dłonie to zazwyczaj oznaka stresu, może być to sygnał dla rekrutera, że słabo radzisz sobie w sytuacjach stresowych i z pracą pod presją czasu.

9. Wiem, że podczas rozmowy nerwy jest czasem trudno opanować. Wiedzcie jednak, że osobą z którą rozmawiamy doskonale sobie z tego zdaje sprawę. Jest też człowiekiem, sam kiedyś starał się o stanowisko z którego teraz z Tobą rozmawia. Nie mam cudownego środka na opanowanie nerwów. Jestem osobą opanowaną, zazwyczaj wystarcza mi kilka głębokich oddechów.
Doskonały sposób na dodanie sobie odwagi podała nie tak dawno temu Ania na swoim blogu. Uwielbiam pozycję "wonder woman", stosuję od tamtej pory zawsze jak idę coś załatwić, a spodziewam się że nie będzie łatwo :). Polecam.

To jest wg mnie "złota 9" jeśli chodzi o przygotowanie do rozmowy kwalifikacyjnej.
Prawdopodobnie w przyszłości zrobię również listę najistotniejszych moim zdaniem punktów, które przydadzą się Wam podczas samej rozmowy kwalifikacyjnej.

Aktualizacja 18 marca 2014r.
Właśnie postanowiłam dodać jeszcze jeden punkt. Wiedziałam, że o czymś zapomnę pisząc tekst, a jest to dość istotna sprawa. Niech to będzie punkt "9.1" ;).

 9.1. Kto rano wstaje ... czyli jeśli to możliwe (czasem osoba zapraszająca na rozmowę daje taką możliwość) wybieraj jak najwcześniejszą godzinę rozmowy kwalifikacyjnej. Trudno, najwyżej dzień wcześniej położysz się "z kurami" ;).
Rozmowy kwalifikacyjne są nużące dla rekrutujących. Z każdą kolejną osobą, prowadzący rekrutację odczuwa pewne zmęczenie schematem rozmowy, powtarzanymi w kółko pytaniami. Słucha coraz mniej i sama rozmowa trwa coraz krócej, a to nie zawsze jest na korzyść starającego się o zatrudnienie.
Nie twierdzę, że tak jest w każdym przypadku, jest to moja obserwacja z punktu widzenia i szukającej pracy i szukającej pracowników.
Dlatego najlepiej wybierać godzinę możliwie najwcześniejsza. Kiedy osoba prowadząca rozmowę jest wypoczęta, być może już po śniadaniu i pierwszej kawie, nastawioną na wynik - znalezienie doskonałego pracownika, Tobie będzie łatwiej przebić się, zaimponować, poprowadzić rozmowę tak byś został odpowiednio zapamiętanym.
Jest jeszcze jeden dość istotny aspekt wczesnej godziny. Jeśli będziesz pierwszą osobą rekrutowaną na dane stanowisko, będziesz miał możliwość postawienia poprzeczki wysoko dla każdego kolejnego kandydata. Staniesz się swego rodzaju wzorcem, względem którego będzie oceniana każda następna osoba. Nie masz już niestety wpływu na to czy ktoś później nie wypadnie lepiej. Można być jednak pewnym, że jako pierwsza osoba zostaniesz dużo lepiej zapamiętanym i prawdopodobieństwo otrzymania propozycji pracy zwiększa się znacznie.
Read More

3 marca 2014

DIY - ozdobna butelka na olej / oliwę.

Zwykłe butelki są nudne, brzydkie i średnio praktyczne, a już te plastikowe wręcz szpecą naszą kuchnię.

Dzisiaj chcę zaproponować prosty sposób na ozdobienie butelki
na np. olej lub oliwę.
W praktyce można do tej butelki przelać jakikolwiek płyn,
który używamy w kuchni.

Jeśli macie w domu pustą, zbędną butelkę z korkiem po np. popularnym trunku :) możecie jej dać drugie życie.

U mnie posłużyła do przechowywania oleju.

Niezbędne materiały:
- taśma klejąca dwustronna,
- nożyczki,
- szklana butelka
- sznurek jutowy,
- kawałek kolorowej tasiemki.

Czas przygotowania ok. 30 minut.

Jak wykonać:
- umyć i wytrzeć do sucha butelkę,
- przyciąć 4 równej długości paski szerokiej taśmy klejącej dwustronnej,
- przygotować 2 małe paski taśmy klejącej dwustronnej do przymocowania początku i końca sznurka jutowego,
- początek sznurka mocujemy jednym z małych kawałków taśmy dwustronnej, potem zostanie przykryty resztą sznurka,
- raz przy razie owijamy butelkę sznurkiem jutowym do mniej więcej połowy,
- dokładnie dociskamy sznurek do butelki by się przykleił do taśmy klejącej ,
- w połowie przyklejamy wokół całej butelki ozdobną tasiemkę, kolor dowolny, jak co się komu podoba, warto wybrać odpowiednią szerokość tasiemki,
- sznurek jutowy podkładamy pod tasiemkę i później dalej nim owijamy butelkę,
- kontynuujemy owijanie butelki, raz przy razie, sznurkiem jutowym,
- na koniec mocujemy końcówkę sznurka pod taśmę podwijając ją.


Miłej zabawy :)
Read More

19 lutego 2014

Produkty do pielęgnacji rzęs i brwi L`biotica - regenerujący krem vs aktywne serum.


Odnoszę wrażenie, że przez ostatnie kilka miesięcy urodową blogo- i vlogosferę zdominowała przede wszystkim tematyka podkreślania i pielęgnacji rzęs oraz brwi. Po części uległam jej i ja.
Darowałam sobie kupno drogich specyfików Dior czy odżywkę Revitalash. Postanowiłam znaleźć coś
na rodzimym rynku.

W zeszłym roku trafiłam na promocję w SP kremu do regeneracji rzęs z L`biotica.
Nie pamiętam ile dokładnie za niego zapłaciłam, ale nie więcej niż 10 zł.

Mam średniej długości, sztywne i proste rzęsy. Przez długi czas zaniedbywałam ich pielęgnację, a codzienny makijaż i demakijaż spowodował, że zaczęły się przerzedzać, wypadać i łamać w bardzo niepokojącym stopniu.

L`Biotica, Regenerujący krem do rzęs
INCI: Petrolatum, Oleum Ricinic, Virginale Oil, Paraffinum Liquidum, Olea Europaea, Serenoa Repens, Macadamia, Ternifolia Seed Oil, Buxus Chinensis (jojoba Oil) Polyglyceryl, Pantenol.

Producent obiecuje, że ten krem "Wydłuża, pogrubia rzęsy i zapobiega ich wypadaniu. Nawilża i wzmacnia, stymulując naturalny wzrost rzęs."

Co rzeczywiście zrobił ten produkt na mich rzęsach?
Hmm... nic szczególnego. Jakby się uprzeć to wydaje mi się, że rzęsy troszeczkę, minimalnie się wzmocniły, uelastyczniły i zmniejszyło się ich wypadanie. Nie urosły, nie zagęściły się, nie pogrubiły jakoś zauważalnie. Nie mogę powiedzieć, że jest całkowicie do ... niczego, bo jednak jakąś, minimalną, bo minimalną, poprawę widziałam.

Używałam go zgodnie z zaleceniem producenta, co wieczór przez min.30 dni (choć moja kuracja trwała nieco dłużej). Jest bardzo wydajny, po całej kuracji nadal mam co najmniej połowę zawartości tubki.
I w sumie nie wiem co z nim zrobić. Produkt ten ma pewne minusy. Mino gęstej konsystencji, po nałożeniu miałam uczucie zamglenia oczu (jak po zmywaniu oczu olejkiem). Nie zaobserwowałam podrażnienia oczu. Ta konsystencja sprawiała z czasem drobne trudności z wydobyciem produktu, do tego stopnia, że przez usilne "zduszanie" tubki, pękło opakowanie i produkt wydobywa się bokiem tubki na zewnątrz.
Ponad to stało się też coś, co mnie odstraszyło od dokończenia opakowania. Za namową kilku blogerek
i vlogerek postanowiłam wypróbować jego działanie również na brwiach. Tu efekt był na prawdę widoczny. Linia brwi się zagęściła, wzmocniła i uelastyczniła w dość widoczny sposób. To jednak nie był najlepszy pomysł, produkt niemiłosiernie zapycha. Spowodował powstawanie w okolicach brwi okropnych, bolesnych, sporej wielkości, podskórnych guli, których gojenie, na domiar złego, trwało dość długo. Natomiast po zaprzestaniu stosowania tego kremu, brwi wróciły do stanu z przed kuracji :/.
Zdaję sobie sprawę, że nie mogę mieć o to pretensji do producenta i samego produktu, że spowodował takie niemiłe skutki na brwiach skoro nie jest do tego przeznaczony. Głównym powodem dla którego nie wrócę do tego kremu jest fakt, że na moich rzęsach nie zadziałał i tyle.

Nie zrażona tym drobnym niepowodzeniem i z sympatii do innych produktów L'biotica (np. masek do włosów), postanowiłam wypróbować kolejny specyfik tej marki, przeznaczony do pielęgnacji rzęs i także brwi.
Akurat byłam w SP i dowiedziałam się, że część moich punktów (na karcie lojalnościowej Life SP) niedługo traci ważność, aby ich nie stracić mogę zakupić za nie jakiś kosmetyk. Oferta, dostępnych za punkty kosmetyków, nie była zbyt imponująca. Moją uwagę przykuło jedynie Aktywne serum do rzęs i brwi L'biotica. Cena normalna około 14 zł.
A co tam, spróbujemy. Zachęciło mnie opakowanie i sposób aplikacji (szczoteczka jak tuszu do rzęs). Jak wspominałam wyżej regenerujący krem ma trochę problematyczny sposób aplikacji.

L`Biotica, Aktywne serum do rzęs i brwi
INCI: Aqua, Riccinus Communis Oil, Pentylene Glycol, Glycerin, Panthenol, Biotinoyl, Tripeptide-1, Sodium Polyacrylate, Dimethicone, Cyclopentasiloxane, Hydrolyzed Keratin, L- Arginine, Trideceth- 6 PEG/PPG-18/18 Dimeticone

Producent tym razem obiecuje, że serum "pobudza rzęsy oraz brwi
do naturalnego wzrostu, hamuje wypadanie rzęs odżywia i nadaje im naturalny połysk zawiera innowacyjny kompleks ActiveLash". Stosować również przez minimum 30 dni. Początki były słabe.
Na jakiekolwiek efekty rzeczywiście czekałam ponad miesiąc. W sposób już bardziej zauważalny rzęsy wzmocniły się, delikatnie podrosły i pojawiło się sporo nowych małych rzęsek. Trochę kłopotliwych przy malowaniu tuszem, ale widać trzeba to przeżyć, by zobaczyć prawdziwe efekty. Stosowany rano przed makijażem, nie sprawiał żadnych problemów przy nałożeniu tuszu. Konsystencja rzadsza niż w/w kremu 
i czasem potrafił dostać się do oczu, ale nie podrażniał ich.
Tu, o ironio, nie zaobserwowałam absolutnie żadnego efektu na brwiach. Ani pozytywnego, ani negatywnego.

Podsumowując. Moja ciekawość odnośnie specyfików do pielęgnacji rzęs i brwi została obecnie zaspokojona.
Czy działają? Cóż, po części tak, krzywdy nie zrobią (nie powinny).
Czy do nich kiedyś wrócę? Nie za szybko. Nie czuje potrzeby kupienia ich ponownie na chwilę obecną.
Czeka na mnie pomadka z Alterry, której aplikowanie na rzęsy przerwałam by wypróbować produkty L'biotici. A jak Alterra nie poskutkuje to wrócę do starego, dobrego olejku rycynowego.
Read More

15 lutego 2014

Pieczony placek ziemniaczany.

Specjał mojej Mamy, który sprawia, że Kolega Małżonek biegnie na obiadek do swojej teściowej jak na skrzydłach.
Ma w zwyczaju mawiać, że dzień kiedy moja Mama serwuje ten placek, jest jak święto. Tak bardzo mu smakuje.
Może to i bomba kaloryczna, może i niezbyt zdrowe, ale za to jakie pyszne.
Nie miałam wyjścia, musiałam podpytać Mamę o przepis i również serwować Małżonkowi to danie, tak zdroworozsądkowo - raz na jakiś czas.

Czas przygotowania 30-40 min + ok. 60 min pieczenie w 180 st.
Składniki dla 6 osób (na naczynie żaroodporne o pojemności 4-5 L).

Składniki:
- 2 kg ziemniaków,
- ok. 70 dkg kiełbasy (toruńska, śląska lub jaką kto lubi)
- 2 małe cebulki
- 20 dkg boczku
- sól i pieprz
- olej
- 3 łyżki mąki
- 2 jajka

Przygotowanie:
Ziemniaki obieramy, myjemy i trzemy jak na placki ziemniaczane. Kiełbasę oraz boczek kroimy w kostkę i podsmażamy na patelni. Pod koniec smażenia dodajemy również pokrojone w kosteczkę cebulki.
Wszystko jeszcze chwilkę smażymy, tak by cebulka się porządnie zeszkliła, ale nie przypaliła.

W między czasie do startych ziemniaków dodajemy mąkę, jajka, doprawiamy solą
i pieprzem. Mieszamy dokładnie, najlepiej mikserem(max. 3 min.na najsłabszych obrotach) by ciasto było bardziej puszyste.
Gdy kiełbasa z boczkiem i cebulką troszkę ostygną (nie muszą być całkiem zimne) dodajemy je do masy ziemniaczanej i mieszamy.
Naczynie żaroodporne lub brytfannę smarujemy dokładnie olejem, również przykrywkę.
Gotową masę ziemniaczaną przelewamy do naczynia i na sam wierzch, na środku wlewamy łyżkę oleju.
Tak przygotowane ciasto przykrywamy i wkładamy do zimnego piekarnika. Dopiero teraz włączamy piekarnik i nastawiamy odpowiednią temperaturę.
UWAGA! Nie wkładamy naczynia żaroodpornego do wcześniej nagrzanego piekarnika, gdyż jest duże ryzyko pęknięcia.

Placek pieczemy ok. 60 min., w 180 st., sprawdzając pod koniec pieczenia czy wierzch się zarumienił. Może się okazać, że placek będzie jeszcze potrzebował 5-10 min pieczenia (dlatego do pieczenia wygodniejsze jest szklane naczynie żaroodporne, bo bez zaglądania do środka możemy obserwować czy placek jest już upieczony).


SMACZNEGO :)
Read More

31 stycznia 2014

French kisses - szybki deser do kawy.


Niespodziewanie wpadła do mnie koleżanka na kawę.
Nie miałam nic gotowego by podać do tej kawy.
Musiałam szybko coś wymyślić.
Miałam w lodówce kostkę marcepanu i porcje francuskiego ciasta.
Wyjątkowo polecam coś z gotowych produktów.

Przygotowanie: 20-25 min., w tym pieczenie ok.15 min. w 150-160 st.
Składniki na 18 ciastek.

Składniki:
- kostka marcepanu - około 100 g
- 1 porcja ciasta francuskiego (dostępne w sklepach w cenie ok. 5 zł)

Przygotowanie:
Ciasto francuskie rozwijamy, kroimy na kwadraciki o boku mniej więcej 8 cm, a marcepan kroimy w kostkę wielkości kostki cukru.
Marcepan kładziemy na środek kwadracika z ciasta, a następnie łapiemy jego rogi i sklejamy na wierzchu.
Posklejane ciastka układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.
Pieczemy w 150-160 st. około 15 min.

W środek, zamiast marcepanu, można włożyć wszystko: pokrojone owoce (np. ananas, wiśnie, banany), dżem, nutellę, masę twarogową 
lub makową. W ten sposób możemy szybko przygotować coś pysznego na deser lub jako dodatek do kawy.

Nazwałam je "french kisses" - francuskie buziaki, bo są małe i z francuskiego ciasta. Tak jakoś mi się skojarzyło :).


SMACZNEGO :)
Read More

27 stycznia 2014

Trzeba obejrzeć - 3 filmy, na które warto pójść do kina.

Ostatnio dopadła mnie chęć na kino. Miewam czas kiedy chodzę do kina na każdy (zapowiadający się dobrze) film, ale też bywa, że omijam wszelkie kina szerokim łukiem nawet przez kilka miesięcy.
Po części dlatego, że duża cześć filmów wyświetlanych w kinach sieciowych, nie jest specjalnie warta uwagi.
Tak było np. ostatnio w Święto kina w grudniu. Multikino zrobiło świetną akcję gdzie można było kupić bilety na dowolną ilość seansów w tym dniu po 11 zł. Byłaby jeszcze lepsza gdyby filmy wtedy wyświetlane były ciekawsze.
To była niedziela. Oczywiście nie zniosłabym całego dnia w kinie więc wybraliśmy z Kolegą Małżonkiem jeden film z dostępnych w repertuarze. Tak naprawdę nie było nic specjalnie wartego uwagi, więc padło na coś z dobrą obsadą, dla relaksu i do pośmiania - "Last Vegas". Troszeczkę śmiechu było, ale nie tyle ile by sie człowiek spodzewał po takich nazwiskach na plakacie. Niestety film ogólnie, poza obsadą, rozczarował. Zgodnie ze Ślubnym stwierdziliśmy, że cały budżet filmu musiał pójść na gaże dla 4 gwiazd, na resztę nie starczyło.

Ale nie o kiszkach chciałam pisać, a o filmach które warto zobaczyć.
Dwa z nich to fabuły oparte na faktach, a jeden to taki "zastrzyk" na pozytywne myślenie.


Pierwszy z nich to "Wilk z Wall Street".
Niesamowita historia kariery brokera z Wall Street. Film nie dla każdego, sporo scen dozwolonych raczej dla widzów +18. Miejscami dość przerażający. Mam tu na myśli głównie zepsute i bezlitosne środowisko finansistów, czyli tych którzy kręcą tym światem. W główną rolę wcielił się Leonardo Di Caprio. Zagrał świetnie.
Film trzyma widza w napięciu, sama historia w nim opowiedziana jest niewiarygodna. Tym bardziej ciekawa, że wydarzyła się naprawdę. Może trochę zalatuje mitem o "amerykańskim śnie", ale skoro to prawdziwa historia to coś w tym micie jest. Pobudka z tego amerykańskiego snu jednak zdaje się być mniej przyjemna.

Drugą pozycją jaką mogę z czystym sumieniem polecić to "Kapitan Phillips". Historia, która również miała miejsce w rzeczywistości. Opowiada o przeżyciach załogi, a w szczególności kapitana, wielkiego kontenerowca Maersk, porwanego przez somalijskich piratów.
Chyba większość z nas nie raz słyszało lub widziało w tv informacje o porwanych dla okupu, przez piratów, ogromnych kontenerowcach. Piraci podpływający
w małych łódeczkach, które przy rozmiarach kontenerowca wyglądają prawie jak łupina orzecha, w kilka osób napadają i porywają takiego kolosa.
Sama zastanawiałam się jak to możliwe, ale to się dzieje naprawdę. Natomiast przyjrzeć się przeżyciom załogi podczas takiego porwania pomaga sobie to wszystko bardziej uzmysłowić. Główną role zagrał, jak zwykle genialnie, Tom Hanks. Zwróćcie szczególną uwagę na ostatnia scenę. Według mnie zagrana po mistrzowsku.



Na koniec zostawiłam sobie bardzo przyjemny i nastrajający pozytywnie film
z Benem Stillerem w roli głównej, a mowa tu o filmie "Sekretne życie Waltera Mitty".
Film ma swoje przesłanie. To jeden z tych filmów, po obejrzeniu których wychodzimy z kina w lepszym nastroju, jakby naładowani pozytywną energią,
z ogromną chęcią zrobienia czegoś szalonego w swoim życiu. A przynajmniej zachęceni do drobnego wariactwa czy jakiegoś spontanicznego działania.


Co Wy oglądaliście ostatnio dobrego, wartego uwagi. Może powinnam na coś jeszcze potruchtać do kina?
Read More

4 stycznia 2014

Sałatka z zupek chińskich - popisowy przepis mojej siostry na każdą okazję.

Moja młodsza siostra - Aniela, kiedyś zrobiła sałatkę, która mi strasznie posmakowała.
Jest tania, dość szybka w wykonaniu i baaardzo smaczna.

Któregoś razu siostra brała udział w przygotowywaniu uroczystego przyjęcia dla kilkunastu osobistości.
Byli pod wrażeniem jej smaku oraz prostoty wykonania. Sałatka zniknęła ze stołu szybciej niż inne wykwintne przystawki.
Przygotowujemy ją często, przy większych i mniejszych okazjach,
a nawet bez okazji.
Byłą oczywiście hitem na stole podczas ostatniej sylwestrowej zabawy.

Czas wykonania: 20 min. + ok. 60 min w lodówce lub innym chłodnym miejscu
Składniki na kilkanaście porcji - dużą salaterkę.

Składniki:
- 3 zupki chińskie (2 łagodne i 1 ostra, wg mnie najlepiej pasują vifon)
- 2-3 pomidory
- 1 czerwona papryka
- 1 średni ogórek świeży
- 3 czubate łyżki majonezu
- 1 puszka kukurydzy
- 200 g sera żółtego w całości (ok. 2 cm plaster)
- 200 g szynki konserwowej w całości (też ok.2cm plaster)
- sól i pieprz

Przygotowanie:
zupki kruszymy jeszcze w zamkniętym opakowaniu, wsypujemy do dużej miski, dodajemy tylko przyprawy sypkie(saszetki z tłuszczem nie wykorzystujemy). Pomidorom nacinamy skórki i parzymy.
W międzyczasie paprykę i ogórka kroimy w kostkę. Dodajemy kukurydzę. Sparzone pomidory obieramy ze skórki i również kroimy 
w kostkę.
Teraz i ser i szynkę kroimy na 3 grube plastry, a następnie w kostkę
i dodajemy. Całość mieszamy i przyprawiamy solą i pieprzem (z solą ostrożnie bo już są w sałatce przyprawy z zupek, wręcz można pominąć solenie).
Na koniec dodajemy majonez i jeszcze raz dokładnie mieszamy.
Tak przygotowaną sałatkę odstawiamy na około godzinę w chłodne miejsce lub do lodówki. W tym czasie makaron pęcznieje od majonezu i soków jakie wydzielają się z warzyw.
Po tym czasie sałatka jest gotowa do podania na stół.


SMACZNEGO :)
Read More

2 stycznia 2014

Jaki 1 stycznia taki cały rok ...

... w związku z czym chciałam by ten dzień był szczególnie miły i udany.

Poranek po sylwestrowej domówce do najłatwiejszych nie należał. W sumie nie byłby taki ciężko gdyby nie pobudka i oszustwo łobuzów (czytaj. siostra, szwagier i szwagierka).
Potwory wpadły do sypialni, gdzie spaliśmy z mężem, z okrzykiem, że już 12.00 i czas wstawać.
Zerwałam się z łóżka bo pod drzwiami pewnie czeka już pies, ale nie. Dziwne, spał sobie smacznie.
Niczego nie podejrzewając ubrałam się, obudziłam śpiocha i poszliśmy na spacer.

Skoro to 1 stycznia to idziemy szukać zimy.
Ciężko było, zimy jak nie było tak nie ma.

Ale jak by się schylić i się przyjrzeć to gdzieniegdzie trochę zimy jest ...

i tu


tu troszkę też,


a nawet tu pięknie oszronione krzewy,


a to wprawdzie z porannego biegania w ostatni dzień 2013 roku, ale też pięknie.


Powietrze przyjemnie rześkie, oszroniona trawa chrzęściła pod butami, pustki na ulicach,
bieganie było bardzo przyjemne.


Wracając do dowcipnisiów, którzy budzili nas "bo już 12.00".
Oczywiście zdążyłam wyspacerować psa, wrócić i naszykować śniadanie, zanim spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który pokazał godzinę 10.30. Grrr...
Nie ma tego złego, dzień będzie dłuższy. Spędzimy ze sobą więcej czasu.
Opowieściom, żartom i rozmowom nie było końca.
Po obiedzie goście zaczęli się rozjeżdżać do domów.

W domu zrobiło się cicho i nudno.
By wieczoru nie zmarnować przed tv, zebraliśmy się z mężem na wieczorne bieganie.
Bieganie, przy temperaturze jaka teraz jest za oknem, jest wyśmienite.

Wieczorem seans "Sami swoi". Film, który chyba wszyscy widzieli co najmniej raz w życiu.
Można go oglądać i oglądać, ciągle śmieszy tak samo.
Był nakręcony w czasach, kiedy polska kinematografia zajmowała się robieniem dobrych filmów, a nie promocją celebrytów.
Obecnie, w polskim kinie coraz trudniej uraczyć dobry film.
O ile pojawi się już jakiś godny obejrzenia, to zazwyczaj przechodzi bez echa, czasem w ogóle nie trafia do kin.
Odbiegłam od tematu, ale przy pisaniu tego posta naszła mnie taka refleksja.

1 stycznia 2014 roku uważam za udany.
Byleby cały 2014 był równie udany :) czego i Wam życzę, Dobrego Roku Moi Drodzy.
Read More
Second planet from sun wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.

translate / tłumacz

© 2011 SECOND PLANET FROM SUN, AllRightsReserved | Designed by ScreenWritersArena

Distributed by: free blogger templates 3d free download blog templates xml | lifehacker best vpn best vpn hong kong